czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 1.

"Myślę, że prawdziwym „dziedzictwem” po śmierci ukochanej osoby jest większa odpowiedzialność. Czy odchodzący, nie zostawia swoich rzeczy, by mogli je kontynuować ci, którzy byli mu bliscy?"- Rainer M. Rilke.




  Brunet stał przy oknie, patrząc przez nie na ulicę na której tłoczyło się od samochodów ludzi pedzących do pracy, bądź też z pracy.
Odwrócił się w momencie w którym usłyszał cichy trzask otwierajacych się drzwi. Niepewnym krokiem z pomieszczenia wyszła rudowłosa dziewczyna, patrząc na niego zaczerwionymi oczmi. Nie przypominała jego brata, ani nawet jego żony. Dziewczyna była chuda i wysoka. Była wyjątkowo blada, prawie biała. Mężczyzna zastanawiał się, czy to przez to co dziś widziała, czy może zawsze tak wyglądała. Gęste rude, lekko falowane włosy sięgały jej pasa, a jej duże zielone oczy już z tej odległości były wyjątkowo piękne.
Wyglądała na góra osiemnaście lat.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie, wiedząc doskonale o tym jak dziwnie musi to wyglądać w tej sytuacji. Podszedł do dziewczyny, wyciągając w jej kierunku dłoń.
- Nazywam się Ernest. Jestem...- Przerwał, nie będąc pewny czy może wypowiedzieć te słowa przy dziewczynie. Nie chciał jej przypominać o śmierci jej rodziców.
- Bratem mojego ojca. Macie identyczne oczy.- Rzekła dziewczyna cicho, przyglądając się mężczyźnie.
- Tak. Szkoda, że nie mieliśmy okazji poznać się wcześniej.- Wypalił i od razu zganił się w myślach. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, sztucznie, jednak łzy w oczach zdradzały ją.
- Przepraszam.- Dodał po chwili.
- Nic się nie stało. Pan wie jak się nazywam, prawda?- Zapytała cicho, swoim delikatnym głosem rudowłosa.
- Tak, tak... Jeden z policjantów mi powiedział. Jak mam się do Ciebie zwracać?
- Jak tylko Pan chcę.
- Nie jestem żaden Pan. Mów mi Ernest, po prostu. Szczerzę mówiąc, Twoje drugie imię mnie urzekło i zaintrygowało. Mogę zwracać się do Ciebie Niflheim, lub Nif?- Zapytał, starając się sprawiać wrażenie ciepłego i godnego zaufania człowieka. Dziewczyna pokiwała głową, zgadzając się.
 
~~~~
Po załatwieniu wszystkich formalności i po spakowaniu rzeczy dziewczyny (a dokładniej przyniesieniu przez policjantów, wszystkiego co zdążyli sprawdzić), Ernest i April wsiedli na stosunków nie wielką łódź i ruszyli do nowego domu dziewczyny. Jak się okazało Ernest- wuj dziewczyny, zamieszkuję wyspę na której żyje około czterystu mieszkańców. Nie chciał on zdradzać jej więcej szczegółów, twierdził, że samodzielne odkrywanie przez dziewczynę wyspy może pomóc jej w odsunięciu od Siebie wspomnień związanych z tym co stało się z jej rodzicami.
Rude włosy dziewczyny targane były przez wiatr. Pędzili dość szybko, aby zdążyć przez zmrokiem- Ernest pomimo tego ich mógł, nie lubił wtedy pływać.
Błękit oceanu był niesamowity o tej porze dnia. April zakochała się w tym widoku. Była wyjątkowo wrażliwą dziewczyną na piękno natury. Rodzice zawsze powtarzali, że córka o duszy artystyczniej była ich marzeniem.
Podczas kiedy jej znajomi imprezowali, ona siedziała w atelier, które urządziła sobie na strychu i malowała cudowne pejzaże. Jej rodzice uważali za cud, że nie ulegała namową swoich znajomych i pomimo presji wywieranej na niej, zawsze pozostała Sobą.
Zarysy wyspy z każdą minuta stawały się coraz wyraźniejsze, aż w końcu dotarli na miejsce.
Żona Ernesta czekała już na nich na przystani. Krótkie, równo ścięte ciemne włosy nadawały kobiecie poważności. Ona i Ernest zdecydowanie nie pasowali do Siebie. On wyglądał sympatycznie, za to ona wyglądała na wyjątkowo wredną i bezduszną istote. Jej oczy były wręcz czarne, co tylko sprawiało, że wyglądała bardziej przerażająco.
Po "oschłym" przedstawieniu się, wsiedli do samochodu i ruszyli do domu, który okazał się być jakieś trzy kilometry od przystani.
Zanim dojechali ściemniło się, więc oprócz drzew April nie dostrzegła nic więcej. Zatrzymali się na dość sporym brukowanym podjeżdżie, praktycznie zaraz obok domu, a dokładniej pałacyku, który wyglądał o zmroku na opuszczony. Był cudowny. Z takimi budynkami wiąże się jakaś historia, a odkrycie jej mogło być czymś niesamowitym. Zwłaszcza teraz. April była silna. Z całych sił starała nie myśleć się o wydarzeniach tego dnia. Traktowała je jak wspomnienie o wyjątkowo realistycznym filmie, a fakt iż była u wuja brała jako długie, pełne wrażeń wakacje.
Weszła za Ernestem po kamiennych schodach. Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem otaczając ich zapachem drewna. W środku było wyjątkowo ciepło, a mogłoby się wydawać, że takie budynki są ciężkie do ogrzania.
April wstrzymała oddech rozglądając się po wnętrzu. Zdobione drewno tak bardzo pasowało tutaj i dodawało temu miejscu poczucia grozy. Jednak podobało jej się to. Zawsze pragnęła zamieszkać w takim miejscu... Jednak nie takim kosztem. Łzy napłynęły do jej oczy, a żołądek podszedł jej do gardła. Zrobiło jej się słabo na myśl o tym jak bardzo jest bezsilna.
- Nif, wszystko w porządku?- Zapytał z troską Ernest, od paru chwil przyglądając się dziewczynie.
- Tak... Po prostu jestem zmęczona. - Wydusiła z Siebie dziewczyna próbując się uśmiechnąć. Dopiero teraz zauważyła, że jej ciotka gdzieś zniknęła, jednak nie przywiązała do tego większej wagi.
- Chodź, zaprowadzę Cię do Twojego pokoju...- Rzekł, biorąc rzeczy dziewczyny. Ruszył na górę, po ogromnych drewnianych schodach, które cicho skrzypiały pod naciskiem jego stóp.
  Pokój April znajdował się na końcu korytarza pierwszego piętra. Urządzony był w typowy sposób jak na pałacyki. Ściany miały kolor idealnej bieli. Zasłony, jak i pościel były koloru czarnego. Wszelkie meble były ciemne i drewniane. Pozbyto się stąd wszelkich ozdób, co w sumie cieszyło April. Mogła zająć swój czas ozdabianiem pokoju.
Łazienka była zaraz obok jej pokoju, a co najlepsze- tylko April z niej korzystała.
Wuj Ernest pożegnał się z dziewczyną, a ta nie czekając długo, zaraz po jego wyjściu przebrała się w piżamę i położyła się na wyjątkowo miękkim łóżku, powoli odpływając w objęcia Morfeusza.

niedziela, 22 marca 2015

Prolog.

Wokół pełno było krwi, kiedy policja wyprowadzała dziewczynę z domu.
Od tego zapachu każdemu robiło się słabo. Łzy utkneły w oczach dziewczyny do której nic nie docierało. Policijne syreny zdawały się być tak bardzo odległe.
Wiedziała ona tyle, że jako jedyna nie została zamordowana.
Nie wiedziała co teraz się z nią stanie. Nikogo poza rodzicami nie miała. Rodzice nigdy nie wspominali o rodzinie, a sama April nigdy o nich nie pytała.
Ktoś założył na ramiona dziewczyny ciepły płaszcz oraz kazał założyć buty. Zrobiła, to co jej kazano.
Na dworze szalała burza, ogromne krople deszczu zaczęły spadać na dziewczynę w momencie w którym wyszli z domu. Wszędzie było pełno ludzi... Policjanci, nawet lekarze.
Psy tropiące obwąchiwały okolice domu. Nic nie znajdą. Deszcz zaciera przecież ślady.
- Nie bój się, nic Ci już nie grozi.- Usłyszała dobiegajacy jakby z oddali głos policjanta który ją prowadził. Dziewczyna spojrzała na niego kiwając jedynie szybko i nerwowo głową.
Ich buty zatapiały się w błocie kiedy podążali szybkim krokiem w stronę jednego z radiowozów, w którym czekał na nich kolejny policjant. Mężczyzna kazał usiąść dziewczynie z tyłu, a sam usiadł z przodu.
Ruszyli, powoli oddalając się od miejsca morderstwa, zostawiając za sobą wszystko co znała April.
Zaczęło świtać kiedy dojechali na komisariat policji.
Szary budynek nie wyróżniał się niczym.
Schody były śliskie, jednak jakimś cudem dziewczyna nie upadła.
Otwierajac drzwi komisariatu April zalało przyjemne ciepło dochodzące ze środka.
- Dzień Dobry panienko, zrobiłam dla Ciebie herbate. - Przywitała się z troską, niska, siwiejąca starsza kobieta. Od razu zaprowadziła ją do pomieszczenia w którym znajdował się tylko sporych rozmiarów drewniany stół oraz kilka krzeseł.
April objęła palcami gorący kubek wpatrując się w parujacą herbatę.
Do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna z którym tutaj przyjechała i kobieta w eleganckim stroju. Po jej oczach można było stwierdzić, że przed chwilą została wyrwana ze snu.
Oboje usiedli na przeciwko zagubionej dziewczyny.
- Jestem psycholog Amanda Ross, a to komendant Jeremy Glas. Wiemy, że może ci być ciężko teraz o tym opowiadać jednak chcemy porozmawiać z Tobą na temat dzisiejszych wydarzeń.- Powiedziała cichym, spokojnym głosem patrząc na dziewczynę uważnie. Ta pokiwała głową lekko, zgadzając się na to.
- Skąd wzięły się Twoje rany na dłoniach?- Zapytała Amanda, a April spojrzała na swoje pokaleczone, trzęsące się dłonie.
- Nie wiem... Nie pamiętam. - Wyszeptała, oczekując na dalsze pytania.
- Gdzie byłaś podczas... zdarzenia?- Zapytała z wahaniem kobieta patrzac na policjanta niepewnie.
- Podejrzewacie mnie, prawda? Nie wiem co tam się stało. Spałam, nie słyszałam krzyków  czy odgłosów walki. Nic... Nie wiem co mnie obudziło. Po prostu wstałam czując pragnienie. Poszłam do kuchni i... i znalazłam ich. Potem zadzwoniłam do was... - Odpowiedziała dziewczyna powoli, zacinając się czasami. Łzy spływały cicho po jej bladych, ozdobionych delikatnymi piegami, policzkach.
- Zauważyłaś może coś dziwnego?
- Nie... wszystko było normalne, oprócz żelaznego odoru krwi, który czuć było w całym domu.
- Czy twoi rodzice mieli wrogów?
- Wydaję mi się, że raczej żyli w zgodzie z innymi...- Odparła, sięgając po chusteczki które podsuneła jej kobieta. Delikatnie otarła łzy. Nagle rosły policjant wstał i wyszedł z pomieszczenia, musiał odebrać telefon.
- Ja naprawdę nie wiem co się wydarzyło. Widziałam ich ciała. Nikt o zdrowych myślach by tego nie zrobił... Dlaczego mnie oszczedzono?- Zapytała zdruzgotana April, zakładając za ucho pasmo swoich długich rudych włosów. Nie odziedziczyła ich po rodzicach. Oboje mieli ciemne włosy, dziewczyna zawsze cierpiała z tego powodu. Tak bardzo pragnęła być podobna do nich. Kiedy Amanda próbowała odpowiedzieć na jej "pytanie" do pomieszczenka wszedł Jeremy.
- Twój wuj przyjechał. Na czas śledztwa zamieszkasz u niego. Tak będzie lepiej. - Rzekł próbując się uśmiechnąć. Wuj? To dziwnie brzmiało. Zawsze żyła w przekonaniu, że jej rodzice nie mieli rodzeństwa.
Jej życie właśnie się skończyło. Straciła stabilny grunt pod nogami.
Jednak pragnienie poznania zabójców było silniejsze niż co kolwiek innego. Miała tysiące pytań, na które tylko oni mogą jej odpowiedzieć.